Wszystkich świętych

0
78

Właściwie to nie wiem, co mam pisać. Po tej zmianie czasu jakaś nieprzytomna chodzę. Tego się bałam. Ledwo 16 z minutami a na polu ciemno, jak nie powiem gdzie. Nie, ja tak nie lubię. Muszę mieć słońce. Ciemność znoszę tylko latem, kiedy po całym upalnym dniu, szukając cienia, mogę swobodnie poruszać się po ulicy. A teraz? Mam wrażenie, że godzina pięknej pogody ucieka bezpowrotnie. Bo jednak cały plan dnia jest w dawnym porządku – obiad o stałej porze, etc i wszystko się przeciąga tracąc właśnie tą godzinę. A pogoda naprawdę w tym roku zachęca do wyjścia. Jak zawsze o tej porze roku po południu siedziałam w cieplutkim mieszkaniu, tak teraz od paru dni wyciągam Kubę gdzie mogę byle nacieszyć się resztkami słońca. Dzisiaj do końca mi się to nie udało, bo wiadomo – groby. Tak więc zamiast spaceru w promieniach listopadowego słońca, mieliśmy grupową wizytę na grobie kolegi. Tego, który nie doczekał nawet swoich 20. urodzin. Jakoś dziwnie się zapalało świeczki na Jego grobie, patrząc jeszcze na zdjęcie widniejące na tablicy. Bynajmniej nie mam zamiaru wprowadzać tutaj smętnej atmosfery. Szczerze mówiąc…Ci co już umarli mają święty spokój. Fakt, mogliby jeszcze żyć i dużo doświadczyć, ale przynajmniej nic już ich nie boli, niczym się nie martwią.

Mi, a właściwie mojemu bratu został jeszcze tylko tydzień, a dokładniej sześć dni. Już w następną niedzielę jedzie na miesiąc do szpitala na rehabilitację. Odliczam dosłownie godziny do Jego wyjazdu. Okrągły miesiąc… Ja chyba zapomnę, że mam brata. E, nie, nie da się zapomnieć.

Ostatnio męczą mnie dziwne sny. Kilku, a często tylko jednosekundowe urywki. Zlepek twarzy, wydarzeń, sytuacji. Raz widzę “byłą” dziewczynę Kuby, zaraz po tym widzę siebie biegnącą po łące, później mocno grzeje mnie słońce w twarz, wręcz mnie oślepiając, potem jakaś kłótnia, wypadek, etc.
Jakby można było przestać myśleć w nocy. Zasnąć i obudzić się nie pamiętając niczego. Tak, jak wtedy kiedy miałam operację. Miałam wrażenie, że trwała ona pięć minut, podczas gdy mama mi mówiła, że czekała na mnie przerażona chyba z trzy godziny. A ja pamiętam tylko straszne zimno rozpływające się po żyłach (od zastrzyków) kiedy leżałam na stole operacyjnym i przerażający płacz jakiegoś dziecka w sali wybudzeń. Czarna plama, jakbym umarła. Cudowne uczucie. Dopiero teraz po tych paru latach jestem w stanie to docenić. Kompletna nicość, niebyt, brak świadomości. Aż brakuje słów, by to opisać. Tęsknię za tym uczuciem.
Jednakże ucieczka nie rozwiązuje problemów, jedynie na chwilę je oddala.

Dopada mnie melancholia. Idę spać. Dzień wszystkich świętych uważam za pozytywnie zakończony…