W szkole istne szaleństwo. Podobno, zaznaczam – podobno cała społeczność uczniowska zgodziła się na tzw. 20%. Czyli jeżeli w danym trymestrze ktoś opuści 20 lub więcej procent godzin danego przedmiotu, pisze z niego egzamin sprawdzający. Ja się o tym dowiedziałam dopiero mniej więcej w czasie, kiedy zaczęli nam liczyć szczegółowo godziny. Oczywiście jest to jakiś sposób na zmuszenie uczniów do nieopuszczania lekcji, ale co ma zrobić ktoś kto np często choruje i siłą rzeczy, bez swojej winy opuszcza lekcje?
Z czystej ciekawości, w tamtym roku, gdy znowu zachorowałam na anginę i szykowało mi się tygodniowe niechodzenie do szkoły zapytałam, czy nie napisałaby mi zwolnienia, udając że wymagają tego w szkole. Popatrzyła się na mnie, jak na głupią i powiedziała, że nie napisze, bo pisze tylko w przypadku pobytu w szpitalu. Poza tym szkoła, jak chce, może zadzwonić do przychodzi i sprawdzić. No i bądź tu człowieku mądry. Czyli wychodzi na to, że nie możesz chorować, bo nikogo to nie obchodzi. Masz być zdrowy i już. Inaczej cierp i pisz egzaminy z każdego przedmiotu.
Na szczęście mnie to tym razem ominęło. Godziny zostały już podliczone i wyszłam na zero. Zobaczymy jak będzie w następnym trymestrze, jak to sobie pięknie szefostwo podzieliło rok szkolny. Współczuję tylko osobom, które muszą pisać na przykład egzamin z biologii…
Ale to nie koniec zamieszania w szkole. Od dziś nie wiadomo z kim będę miała angielski aż do matury. Super. Nie dość, że do tej pory przepadły nam dwa tygodnie to okazało się, że profesorka ma ciążę zagrożoną i na czas nieokreślony odchodzi, a nasz wspaniałomyślny dyrektor dołączył nas do grupy podstawowej i mamy się z nimi uczyć. A ja się pytam – jakim cudem? Jak oni robią zupełnie coś innego i uczą się tylko pod maturę podstawową, a ode mnie z grupy wszyscy chcą zdawać rozszerzoną. Na szczęście, jeśli chodzi o takie rzeczy, moja grupa potrafi się zebrać. Postanowiliśmy, że tak tego nie zostawimy i będziemy walczyć o innego nauczyciela dla siebie. Już pierwsze kroki w tym celu podjęliśmy i w poniedziałek ma być nowy plan lekcji uwzględniający wszelkie zmiany w kadrze nauczycielskiej. Mam nadzieję tylko, że nie dadzą nam tej praktykantki, z którą mieliśmy w tamtym roku, bo wtedy nie tylko z dobrze, ale w ogóle ze zdanej matury – nici.
A tak na marginesie, mam nadzieję, że historia mojej profesorki dobrze się skończy. Owszem, miałam ją za wariatkę, pomyloną, która powinna leczyć się na nerwy, ale nie życzyłam Jej źle. Współczuję Jej, bo nie ma nic gorszego niż niepewność i strach o własne dziecko. Ale co za przykry zbieg okoliczności. Niedawno urodziła inna profesorka z angielskiego, która uczyła w mojej szkoły i do której przez parę lat chodziłam na korki. Też miała ciążę zagrożoną i bardzo wcześnie poszła na zwolnienie. Na szczęście urodziła już zdrowe dziecko. Mam nadzieję, że i tym razem historia zakończy się szczęśliwie
Pasuje napisać też parę zdań co u mnie i u Kuby. Właściwie, co ja mam napisać…
Co prawda troszkę się upomniałam, ale dostałam przemiłego smsa na dobranoc, że ślicznie wyglądałam uśmiechając się No i ten “śliczny uśmiech” gościł jeszcze na mojej twarzy przez najbliższych kilka minut dopóki nie odpłynęłam do krainy snów. I dzisiaj w szkole się wpatrywałam w telefon jak głupia.
Odczuwam jeszcze skutki tej czterodniowej kłótni. Nie powiem, żeby było idealnie. Ale to jeszcze chyba tylko dzisiaj. Muszę się na własnej skórze przekonać, że już jest dobrze. Tzn nie jest idealnie w mojej głowie. Tu się z Kubą zgodzę, że w głowie mi zostało. Miało prawo zostać. Padło wiele słów, które dla mnie były krzywdzące. I choć pewnie Kuba tego nie chciał, osiągnął po części odwrotny skutek niż chciał. Ale dobrze wiem, o co mu chodziło. Z resztą nie ma sensu już do tego wracać. Jest dobrze, a to najważniejsze.
Poza tym…wytłukł mnie wczoraj tak jak za dobrych czasów, aż miałam dość. Chyba znowu mi nabił kilka siniaków
Teraz z tych trochę mniej przyjemnych rzeczy. Mój wujek wylądował w szpitalu. Tym bardziej mnie to boli, że jest moją najbliższą rodziną. Brat taty-podczas Jego nieobecności czuję, że jest jakąś deską ratunku w razie W. Zawsze, odkąd pamiętam, żartował ze mną, nieraz się i bawił. A teraz leży w szpitalu. Pierwsza dniagnoza, że ma guza mózgu po prostu mnie osłabiła. Nie mogłam w to uwierzyć. Wywnioskowali to po Jego objawach. Wymioty, bóle i zawroty głowy, cierpnięcie ciała. Teraz jest w trakcie badań. Mam nadzieję, że to nie guz. Nie może… Dopiero mu się wnuczka urodziła. Buduje 4 dom. Jeszcze tyle przed nim.
Eh chyba czas kończyć, żeby nie zepsuć atmosfery do końca. Ogólnie pomału wychodzę na prostą. Brat na turnusie. Ale śni mi się codziennie, że wraca i dalej jest jak było… Boję się tego, ale mam nadzieję, że przez ten miesiąc przestanę.
Już za 2-3 miesiące przylatuje mój tato! I tym pozytywnym akcentem zakończę