Słodko

0
113

Miniony tydzień to mieszanka uczuć słodko-kwaśnych. Apogeum słodyczy osiągnęłam z Kubą. Chłopaka ozłocić i wręczyć mu medal najlepszego faceta pod słońcem. Jak by wyciął parę drobnych szczegółów to doszedł do ideału. Aż do dzisiaj. To ja dostałam okres, ale to on przejął tym razem moje nerwy. Ja nadzwyczaj spokojna i roześmiana patrzyłam na Jego okropne męki i walkę z moim laptopem. Ile się biedny dzisiaj odenerwował. Ani się dotknąć nie dał. Aż na koniec stwierdził, że będzie miał okres, co ostatecznie mnie rozbroiło ;D I tak Go kocham, mimo że momentami musiałam uciekać, żeby mi się rykoszetem nie dostało (oczywiście w przenośni).

Kwaśną częścią tygodnia były wciąż, usilnie, nachalnie powracające problemy, ale szkoda już się nad tym rozwodzić.

Poza tym w nowy rok wchodzę z dziwnym optymizmem i uśmiechem na twarzy. Wielkie wyluzowanie, zadowolenie i powodzenie. Chce się rano wstawać, chce się żyć! Sądzę, że największy udział w tym wszystkim ma Kuba. Jego słodkość mnie rozbraja i napawa takim szczęściem i spokojem, że trudno to sobie wyobrazić. Od kilku dni planujemy nasz przyszły wyjazd w Bieszczady. Zatęskniliśmy za samotnym wypadem. Postanowiliśmy, że czas się gdzieś wybrać tylko we dwójkę. Ale gdzie indziej możemy jechać, jak nie w Bieszczady? Poszukiwania domku, dziesiątki telefonów, negocjacje. Wszystko to pochłania nasz, a głównie Kuby czas, bo stanął na wysokości zadania i wszystko dzielnie załatwia, przy czym ja Go wspieram duchowo.

Poza tym szykuje mi się zakup nowego laptopa. Tego, którego teraz używam sprezentuję bratu, a ja zaopatrzę się w nowy, lepszy, który będzie mi służył przez okres studiów. No i w tym miejscu pasowałoby dalej wychwalać zasługi Kuby, aż do unudzenia, ale On tyle dla mnie i w ogóle dla mojego “domu” robi. Teściowa, znaczy się moja mama, jest wniebowzięta na myśl o tym, jakiego ma zięcia ;D A babcia ciągle tylko “Bo Kuba się na tym zna… Same nie kupujcie, bo nie wiecie co… Kuba ma kupić… Kuba ma wybrać… Zapytajcie Kubę…” Istne szaleństwo, szaleństwo, które kocham, które przepełnia mnie radością. Tak niewiele potrzeba mi do szczęścia. Ostatnio jeszcze dostałam śliczną, czerwoną różyczkę. Ot tak, bez okazji. Stoi już jakieś 4-5 dni, nienaruszona! Widać, jak Kuba mnie kocha. Wystarczy, że mnie przytuli, powie “Malutka” i już nic więcej mi nie potrzeba.

Musiałam się pochwalić. W końcu ja też zasługuję na chwile szczęścia. Musi na razie tak być. Jeszcze zdążę wypłakiwać sobie oczy. Idę spać.